Ale od początku... Lekownik powstał na moje własne potrzeby, bo odkąd jestem matką dwóch ciągle chorujących córek, moja apteczka rozrosła się kilkukrotnie - średnio raz w miesiącu przybywają kolejne buteleczki z syropami, kropelki itp... No i zaczęłam się gubić, jaki lek dla kogo, na co i w jakiej dawce. Postanowiłam wykorzystać stary nieużywany adresownik i spisać tam wszystkie używane przez nas leki :) Polecam każdej zabieganej (lub zapominalskiej!) matce, bo przecież trudno z każdą byle infekcją lecieć do lekarza! Teraz mam wszystko spisane i powiem Wam, że się to sprawdza :)
Adresownik postanowiłam okleić, żeby już całkowicie przeobraził się w lekownik.
Papier to Kapuśniaczek z Galerii Papieru (urzekły mnie te kropki).
Ozdób niewiele, bo skoro to notes to powinien być raczej płaski. Tu kwiatki dziurkaczowe, kropki akrylowe i brzegi papieru wycięte dziurkaczem brzegowym.
Dużo małych kawałeczków papieru, trochę kombinowałam ale przynajmniej się pozbyłam ścinków :)
Tył mało okazały. Może jeszcze coś tam dorzucę...
Lekownik zgłaszam na wyzwanie Lemonade - Blokujemy kolorem. Nie wiem, czy notesik do końca spełnia warunki ale co tam :)
Dziękuję za odwiedziny i komentarze - z każdego cieszę się jak dziecko :)
Pozdrawiam :)
No ,no ... Wychodzi na to ,że wymyśliłaś fajną nazwę do bardzo fajnego czegoś:)Ja wszystkie leki wrzucam do wiklinowego koszyczka i wydaje mi się ,że mam porządek.Do czasu kiedy słyszę złowieszcze:,,mamooo ???? nie wiesz gdzie jest plaster???''
OdpowiedzUsuńCo do papierów to ja też bardzo lubię Kapuśniaczek i to w różnych wersjach kolorystycznych:)
Lekownik - rzeczywiście brzmi dziwnie, ale pomysł jest rewelacyjny jak i zresztą wykonanie :)
OdpowiedzUsuń